niedziela, 3 czerwca 2012

Rola Życia.

Scena. To na niej wszystko się rozgrywało.  Debiut, premiery, odgrywane aż do znudzenia sztuki, postacie o wielobarwnych charakterach - to wszystko zajmowało znaczną część w ich życiu. Zaczynali w szkolnych teatrzykach, ucząc się zaledwie kilkunastu zdań na pamięć, a potem obydwoje wkroczyli na deski teatrów.
Louis Tomlinson wspominał niemal codziennie ostatni spektakl zagrany u boku młodszego aktora, ostatnie słowo wypowiedziane w ustach należących do Erica, którego odgrywał, ostatnie dźwięki braw i wiwatów, ostatnie jasne promienie padające z kilkudziesięciu oślepiających go reflektorów, ostatni ukłon w stronę kilku tysięcy nieznanych mu ludzi, podziwiających z łzami wzruszenia jego osobę i innych aktorów. Może ten występ traktowałby normalnie, puścił gdzieś w niepamięć, zapominając o szczegółach. Jednak nie potrafił. To były ostatnie dwie godziny spędzone z Harry'm Styles'em. Kto by pomyślał, że tak przywiąże się do tego młodzieńca z burzą ciemnych loków, chłopaka o dużych intensywnie zielonych oczach, przypominających barwę liści kwitnących na wiosnę? Jego spojrzenie, wsparte delikatnym uśmiechem i słodkimi dołeczkami w policzkach, dawało mu nadzieję na lepsze jutro. Przez te sześć lat tego brakowało mu najbardziej. Serce się ściskało na samą myśl o nim, o tym jak było zanim odszedł pod pretekstem "Tak będzie dla nas lepiej. Dorośnijmy w końcu.", nie zdając sobie chyba sprawy, jak bardzo go tym zranił. I miał rację, Ten Drugi dorósł, Louis nie zamierzał. Styles wyjechał z Londynu i zamieszkał z narzeczoną w Paryżu. Tomlinson prychnął na to wspomnienie.
Dziś znowu nastąpił dzień, kiedy przesiadywał od rana do wieczora w teatrze, zapominając o swojej kawiarni. Kładł się na scenie i myślał, przywracał do głowy wszystkie niezapomniane chwile związanie z Nim, jego kochankiem. Kochankiem, który stał się zakazanym, a przecież zapowiadało się tak pięknie. Pamiętał doskonale poznanie go na castingu, po kilku godzinach poszli na jakieś ciastko i kawę uczcić swój sukces, którym były mało ważne role, ale jakże istotne dla obojga. W końcu zadebiutowali podczas jednej sztuki. Razem. Uśmiech wpływał na jego usta o wspomnieniu pierwszego zbliżenia. Motylki w jego brzuchu latały jak oszalałe, bo chłopak okazał się być Inny, taki jak on. Te nieśmiałe pocałunki przeradzające się w namiętne zbliżenia nigdy nie zniknęły z jego głowy, chociaż na jeden dzień albo krótki, nic nie znaczący moment.
Ale były również i te niemiłe, naprawdę przytłaczające go sceny wyjęte sprzed sześciu lat. Ich nie lubił. A w szczególności pożegnalnej rozmowy, którą zakończyli w swoich ramionach, po raz ostatni smakując ust partnera w krótkim pocałunku, gdzieś w głębi duszy nie chcianym przez Harry'ego, przynajmniej Louis tak to odebrał.
W kącikach oczu bruneta zaszkliły się krople łez tęsknoty i bólu. Zacisnął pięści mocno, aby na wewnętrznej skórze jego dłoni wbiły się prawie do krwi paznokcie. Dochodziła już godzina dwudziesta, niebo wciąż było jasne, ludzi na ulicach tyle co w południe, a on wychodził właśnie z teatru. Mieszkał dosłownie dwie ulice dalej, jednak dziś wybrał okrężną drogę. Ostatnimi dniami coraz częściej myślał o Zielonookim. Dużymi krokami zbliżała się szósta rocznica jego ostatniego występu, a wraz z nią rocznica ich rozstania.
Powolnym krokiem doszedł pod drzwi mieszkania. Wcale się nie spiesząc, przekroczył próg i zakluczył drzwi. Pierwsze o zrobił, to udał się do swojego pokoju i wyjął z szafy trzy duże, kartonowe pudła zapchane po brzegi rożnego rodzaju rupieciami, które dla większości mogłyby wydawać się niczym nadzwyczajnym, ale dla Louisa były chyba najcenniejszą rzeczą. Gdzieś w tych pudłach zawieruszyły się wszystkie zdjęcia i wspomnienia z ich wspólnego życia.
Ukłon w stronę widowni. Serce biło mu dosyć szybko, oddech był krótki, a stróżka potu spływała wzdłuż jego skroni. Uśmiechnął się szeroko i razem z kilkunastoma innymi aktorami zszedł ze sceny. Zanim wszedł do swojej własnej garderoby, którą miał jako szanowany artysta, On go zatrzymał. Odwrócił się w stronę Loczkowatego. 
- Tak?
- Poczekaj na mnie na scenie, gdy już się przebierzesz. - wyszeptał, trochę niepewnym i zdenerwowanym tonem, nachylając się w stronę bruneta. 
Czubki ich nosów się zetknęły, a fala gorąca dotknęła każdego milimetra skóry Louisa. W odpowiedzi uśmiechnął się do Tego Drugiego  delikatnie ucałował jego pełne wargi, nie zważając na osoby krzątające się po korytarzu. Chciał w ten sposób zaznaczyć, że młody aktor jest tylko i wyłącznie jego. 
Zniecierpliwiony nadchodzącym spotkaniem, zniknął za drzwiami. Nie chciał stracić ani chwili, więc czym prędzej zmył z siebie make-up i przebrał w swoje ubrania. 
W ciągu kilku minut znalazł się na scenie. Samotnie położył się na deskach. Przymknął powieki i rozmyślał, dlaczego Zielonooki tak nagle prosił go o spotkanie. Zwykle umawiali się przynajmniej dzień wcześniej. 
Miły dreszcz. Ciepło, które poczuł, kiedy ich dłonie się splotły i ramię stykające się z jego w przyjemnym, niemal odbieranym jako erotycznym doznaniu, było nie do opisania. Otworzył oczy i spojrzał w lewo. Przyjaciel uśmiechnął się w jego stronę. 
- Lou... - zaczął powoli szeptem. 
- Harry? - odpowiedział mu pytającym spojrzeniem.
Widząc minę młodzieńca, zaczął przeczuwać najgorsze. Jednak gdzieś w środku miał nadzieję. Nie wiedział dokładnie na co, ale miał. 
Wypowiedział te dwa słowa, od których Tomlinson niemal dostał zawału. Wyrazy, których Louis  bał się najbardziej na świecie, wcieliły się w rzeczywistość, zachodząc mu pod skórę z niewyobrażalnym bólem.
W głowie wciąż rozbrzmiewał mu lekko zachrypnięty głos, lecz  jakże kojący, mówiący "Louis, wyjeżdżam.". W tej chwili coś w nim pękło. Dokładnie tam za lewą piersią. Wiedział, że za kilku minut zaniesie się płaczem. Z trudem powstrzymywał się, aby nie uronić ani jednej słonej łzy. Nie chciał by Zielonooki wdział jego cierpienie. A powinien, prawda? Może wtedy zobaczyłby, jak strasznie się poczuł.
Oboje podnieśli się na równe nogi. 
Zapytałby dlaczego to robi, ale czuł, że odpowiedź zaboli go jeszcze bardziej. Uciekał wzrokiem od jego spojrzenia. Loczkowaty ujął go w pewnej chwili za podbródek.
- Dorośnijmy w końcu. Tak będzie dla nas lepiej.
Słowa, choć wypowiedziane delikatnie, uderzały go z całym impetem. To bolało.
Po kilku minutach patrzenia sobie w oczy, Harry rozluźnił palce i wyswobodził jego dłoń z uścisku. Już odchodził, miał zniknąć za rogiem, kiedy Louisowi coś zaświtało.
- Kim dla ciebie byłem? Odskocznią od rzeczywistości? - spytał wraz z sekundą, w której wzdłuż nosa spłynęły pierwsze łzy. 
Harry odwrócił się na pięcie. Powoli podszedł do niego i stanął bardzo blisko, niemalże niszcząc przestrzeń między nimi. Ich ciała dzieliły milimetry. Styles ujął bladą twarz partnera w swoje dłonie, kciukami ocierając jego policzki.
- Rzeczywistością, byłeś i będziesz moją rzeczywistością. - wyszeptał z ustami tuż przy jego.
- To dlaczego chcesz odejść?
- Bo cię kocham i nie chcę twojego nieszczęścia. Jesteśmy dorośli, a zachowujemy się jak dzieci.
- Co jest dziecinnego w kochaniu drugiej osoby?
- Nic, ale... my nigdy nie będziemy mogli być naprawdę razem.
- Już jesteśmy. - załkał.
Spojrzeli sobie głęboko w oczy i w tym samym momencie nastąpiło ostatnie zbliżenie. Zielonooki wpił się lubieżnie w jego spierzchnięte delikatnie wargi.
- Przepraszam. - powiedział szeptem i wyszedł, zostawiając zrozpaczonego bruneta na środku sceny.
Zranił go. Zadał mu ból, jakiego nigdy wcześniej w życiu nie doświadczył. Nienawidził go za to z całego serca, z którego praktycznie nic już nie zostało. Lecz wiedział, że gdyby nagle on natknął się na jego drodze, być może całkiem przypadkowo, nie potrafiłby się gniewać.
Na następny dzień rano Louis wstał po ósmej. Z trudem wygramolił się spod grubego koca. Znów zasnął podczas rozpamiętywania tamtych chwil. Odziany jedynie w czarne bokserki i granatowy, wyciągnięty sweter, przesiąknięty jego małym aktorem. Lubił w nim chodzić. Nawet kiedy termometr za oknem wskazywał 25 stopni Celsjusza, tak jak dzisiaj. Rozejrzał się po rozwalonej pościeli. Chwycił w dłoń jedną z luźnie walających się kartek, już dawno wyrwanych w złości z jego dziennika.
- Wiesz co dziś zrobiłem? Pocałowałem klamkę, bo twoje mieszkanie było puste. Choć już nie ma ciebie w nim od tygodnia, ja wciąż próbuję cię w nim zastać. Zgłupiałem, prawda? Przyznaj mi rację. - przeczytał na głos zdania, na których akurat spoczął jego wzrok.
Dręczyła go myśl, dlaczego nie pobiegł za nim i nie zatrzymał. Jedna odpowiedź się mu nasuwała. Był po prostu zaskoczony jego nagłą decyzją. Próbował się do niego dodzwonić, pisał na maila, ale nic nie wskórał. Dopiero gdy doszła do niego wiadomość o jego nowym życiu, zaprzestał prób. Poczuł się zdradzony, słysząc słowa Zayna, ich wspólnego przyjaciela, o Francji, jego aktualnej żonie, niegdyś narzeczonej o imieniu Katherine, którą Loczkowaty ukrywał przed Louisem, dwójce dzieci, zapewne równie urodziwych, co ich tatuś i długonoga blondynka, którą Tomlinson kojarzył ze zdjęć z magazynów. Znienawidził ją od razu. To ona zabrała mu Harry'ego. Jego Harry'ego.
Pewnym krokiem wszedł do swojej kawiarni połączonej z czytelnią. Zmienił plakietkę na "Otwarte" i poszedł do małej kuchni na zapleczu z zamiarem zjedzenia śniadania. Godzina 8.48, dzwonki przy drzwiach wejściowych oznajmiły go o przybyszu. Wychylił się z kubkiem mocnego espresso w ręku i przywitał dostawcę słodkości machnięciem ręki.
- Dzień dobry, szefie! - zawołał młody chłopak o promiennym uśmiechu.
Na jego umięśnionym ciele opinała się biała koszulka z kilkoma guziczkami biegnącymi od kołnierzyka w dół.
Louisowi wielokrotnie przelatywała myśl, że owy chłopak jest przystojny i w jakiś sposób pociągający. Ale Harry'emu nie mógł dorównać nikt. Wziął od niego jeden karton ozdobiony nazwą cukierni i poszedł przodem, zaprowadzając go prosto do kuchni. Pospiesznie zapłacił i pożegnał się z chłopakiem, który nie skorzystał z proponowanej mu kawy i ciastka. Tłumacząc się dużą ilością dostaw, zniknął za drzwiami.
Klienci jak zwykle namnożyli się w południe i Louis, wraz ze swoją jedyną pomocnicą, mieli pełne ręce roboty. Ale lata wprawy nauczyły ich cierpliwości i skupienia. Uwijali się z nowo przybyłymi klientami całkiem sprawnie.
- Przykro mi, ale ciasta marchewkowego już nie ma. - odpowiedział, uśmiechając się ze współczuciem.
- Nie zobaczyłem. Przyzwyczajenie. - mruknął pod nosem blondyn - To w takim razie poproszę kawałek szarlotki i karmelowe macchiato.
Z zamówieniem odszedł od lady, a za nim pojawiła się kobieta w podeszłym wieku.
- Laura, zastąpisz mnie na chwilę? - zapytał młodej blondynki z przewiązanym na biodrach firmowym fartuszkiem o kawowej barwie.
- Już idę! - krzyknęła i prędko podeszła do kasy. - Witam w "Słodkim kąciku". Co pani podać? - zwróciła się do staruszki.
Właściciel schował się na zapleczu. Chciał odetchnąć i napić się szklanki wody, aby zwilżyć swoje wargi. Chwycił w dwa palce koszulkę i oderwał ją od ciała, bo już powoli zaczynała się lepić. Przeklinał dzisiejszy dzień. Pod wpływem wysokiej temperatury myślał, że się roztopi.
Po kilkuminutowej przerwie wrócił za ladę. Nikt jednak w kolejce nie stał, więc zabrał się za pomoc Laurze przy sprzątaniu stolików. Oporządził już kilka miejsc, gdy bijące się o siebie dzwoneczki rozbrzmiały w jego uszach. Słysząc je kilkadziesiąt razy dziennie, jak nie kilkaset, miał ochotę wyrzucić to ustrojstwo. Zmusiły go do przywitania się z kolejnym klientem.
- Witam w kawiarni "Słodki kącik" - wyrecytował z uśmiechem, który zniknął równie szybko, co się pojawił. Czuł się, jakby dostał czymś dużym i ciężkim z całej siły, gdy spojrzenie wysokiego mężczyzny skrzyżowało się z jego. Przełknął głośno ślinę. Wrócił za ladę i spojrzał wyczekująco na ciemnowłosego przybysza, który w tym momencie szukał czegoś w karcie menu.
Louis z niecierpliwością, czekał aż On podniesie wzrok na niego. Chciał jeszcze raz, dłużej spojrzeć mu w oczy. W końcu jego oczekiwania doczekały się spełniana. Myślał, że mężczyzna zamilknie, przypominając sobie o byłym kochanku, ale on nonszalancko machnął ręką i trochę od niechcenia zamówił porcję ciasta truflowego i waniliowe cappuccino.
- Zaraz przyniosę do stolika. - zmusił się do uśmiechu.
Kiedy on, jego mały zielonooki aktor, nie rozpoznał go albo, co gorsza, nie chciał rozpoznać, wszystko się w nim rozsypało. Dużo się nie zmienił. Na twarzy pojawiły się ostrzejsze rysy, ale dołeczki i kolor tęczówek zostały takie same. Każdy normalny by go wyśmiał. Przecież po tylu latach rozłąki, tak nagle go poznał? Ale on wiedział swoje. Zauważył niewielki tatuaż, jednoczący ich, który również widniał na nadgarstku Louisa. "L & H"
Co się z tym stało? Z tymi wszystkimi obietnicami? Zostały już dawno pogrzebane w najskrytszych zakamarkach ich umysłów.
Oderwał go od czytania, kładąc deser i filiżankę tuż przed nim. Ale Styles wydawał się być niewzruszony.
- Smacznego. - życzył mu, ale nawet to nie zmusiło go do spojrzenia na bruneta.
Nie mógł w to uwierzyć. Został perfidnie zlekceważony. Udając zadowolonego z życia mężczyznę, odszedł od stolika i zabrał się za rozpoczętą rano powieść. Chciał jak najszybciej zapomnieć o tym przykrym spotkaniu.
Tak samo wyglądał kolejny dzień; Styles znowu miał czelność pokazać się w jego kawiarni, zamówić to samo. Następny też się niczym nie różnił, następny po następnym również. I kolejny, i dziesiąty, dwudziesty-trzeci, i jeszcze jeden, i potem jeszcze raz. Od czterdziestu siedmiu dni ta monotonia się nie zmieniła, a Louis miał już jej cholernie dosyć. Nawet Pani Jesień już zawitała i zmieniła się z jej poprzedniczką rolami, dając tamtej kilka miesięcy urlopu. Teraz ona miała za zadanie zmienił wystrój Londynu na cieplejsze barwy, mimo coraz chłodniejszej pogody.
Rano, przemywając twarz zimną wodą, modlił się o dwa wyjścia. Niech Harry się do niego odezwie albo niech zniknie ponownie, tym razem już nieodwracalnie. Tomlinson wyszedł pospiesznie z domu, nerwowo trzaskając drzwiami. Przemierzał żwawym krokiem szare chodniki ubarwione w pomarańczowo- brązowe ozdoby tej poru roku, a poranny wietrzyk bawił się jego fryzurą, którą rano tylko przeczesał palcami z braku czasu. Z podniesionym już dostatecznie ciśnieniem doszedł do pracy. Niedługo po nim przyszła Laura. Nalała sobie do kubka wcześniej zaparzonej przez jej pracodawcę kawy.
- Chyba wprowadzę coś takiego jak czarna lista. - mruknął pod nosem Louis, bo wiedział, że dziś znowu się z nim spotka.
- I do czego miałoby to służyć? - zapytała niebieskooka dziewczyna o blond włosach prostych jak struny.
- Aby osoby niechciane tu, nie miały prawa wejść do kawiarni.
I w tym momencie chyba okłamał samego siebie. Nie potrafił przed samym sobą przyznać, że łaknie oglądana jego osoby, jak długo tylko może. Chociaż niesie to za sobą cierpienie, bo Harry non stop go lekceważył, nie potrafił zaprzeczyć, że tak samo na niego działał jak za tamtych czasów.
- O kim mówisz?
- Nieważne. - odbąknął i wyszedł do wchodzącego właśnie Liama. Odebrał dostawę z cukierni i jak co dzień wyłożył ciasta i ciasteczka na ich odwieczne miejsce.
Zestresowany, czekał aż zegar naścienny pokaże punkt 12.45. Ze względu na deszczową pogodę zmoczeni przechodnie wręcz wlewali się do tego przytulnie wystrojonego miejsca. Panele drewniane już dawno przemokły pod stopami klientów. Uśmiechnął się do dwójki emerytów, których akurat obsłużył.
Nastąpił ten moment, chwila, której bał się codziennie, która działa na niego jak płachta na byka. Harry, ku zdziwieniu Louisa, spojrzał mu w oczy i nic nie mówiąc, wpatrywali się w siebie przez kilkanaście, magicznych sekund.
- To co zwykle? - zapytał Tomlinson.
- Tak, poproszę. - odparł trochę zmieszany Loczkowaty i udał się do "swojego" stolika, gdzie krzesło zapewne przesiąkło już jego perfumami uwielbianymi przez właściciela. Napawał się nimi z każdym nachyleniem, kiedy podawał mu zamówienie.
W ekspresowym tempie Lou zrobił waniliowe cappuccino i ukroił kawałek ciasta truflowego. Przepasany kawowym fartuszkiem wokół bioder, podał zamówienie, a ten znowu podniósł na niego swoje piękne, zielone oczy.
- Dziękuję. A jaką książkę by mi pan dziś polecił? - zadał mu pytanie, a serce Louisa zaczęło bić mocniej, coraz szybciej. Miał wrażenie, że zaraz wyskoczy z jego klatki i dla pewności położył dłoń na lewej piersi.
Miał największą ochotę zapytać się czy jest tak głupi i go nie poznaje, czy go aż tak nienawidzi z bliżej nieokreślonej przyczyny i udaje, że nie zna. Ale nie potrafił, bał się, że to pytanie urazi Styles'a.
- Może "Pamiętnik Nimfomanki"? - odpowiedział, bo tą powieść ostatnio czytał.
Dopiero po chwili zorientował się, jak to zabrzmiało. Do swojego byłego partnera rzucił podtekstem erotycznym. Choć nieświadom tego, wyszło to z jego ust całkiem pewnie. Lekko zawstydzony swoimi brudnymi myślami wobec siedzącego przed nim chłopaka, domyślił się, że przybiera kolor soczystego pomidora.
- Zaraz zobaczę. - uśmiechnął się do niego, a czubkiem języka obrysował dolną wargę.
Całkiem zdezorientowany, opuścił go i poszedł za ladę. Obsłużył nowych klientów i zasiadł na krzesełku z książką w dłoni.
Czytał zdanie po zdaniu po trzy razy, nie mogąc się skupić na tekście. Ten uśmiech to było za wiele, jak na jego rozszargane nerwy. Nie to, że mu się nie podobało. W życiu! Przez ten drobny gest miał ochotę pisnąć niczym zakochana nastolatka, ale nie mógł sobie na to pozwolić w miejscu pracy. Myślał o tym i nie potrafił przestać. Znowu on wtargnął do jego umysłu i ani mu się śniło go opuścić.
Wciąż go kochał.
Pragnął.
Tęsknił, ale...
Zawsze jakieś "ale" musi być. A tym razem pytał samego siebie, głupio myśląc, że w końcu znajdzie odpowiedź: Ale czy on nadal coś do niego czuje?
Urwał się wcześniej z pracy. Potrzebował chwili, aby odetchnąć, a Laurze mógł ufać stuprocentowo. Zaciągnął się zapachem płynu do zmywania podłóg, kiedy minął drzwi teatru. Sprzątaczka skarciła go wzrokiem, bo właśnie wszedł swoimi buciorami na świeżo umytą posadzkę. Przeprosił za swój błąd i udał się do sali numer 5, w której wystąpił po raz pierwszy. Powolnym krokiem udał się na scenę. Obrzucił spojrzeniem każdy kąt i przymknął powieki. Dając się ponieść chwili ciszy i półmroku, który ogarniał niemal każdy centymetr tej przestrzennej sali, z jego ust wyszły pierwsze słowa piosenki:

The devil on my shoulder
Speaks so smooth to me
Scarlet lips and silver tongue
So easy to believe

But I can't seem to grow
Can't seem to change my way
While you're in control
Darkness, it will reign
Darkness, it will reign


Usłyszał ciche kroki za sobą, ale mimo to, nie przestawał śpiewać. Wczuł się za bardzo, a postać stojącego za nim Harry'ego jeszcze bardziej zachęciła go do kontynuacji.

Angel, angel, come
Be gone of this charade
Drown the voices, silent now
At least for another day

But I can't seem to grow
Can't seem to change my way
While you're in control
Darkness, it will reign
Darkness, it will reign


Wydobywając ze swoich ust ostatnie słowa, ściszył nieco głos. Dopiero teraz zorientował się, że od Loczkowatego dzielą go milimetry. Przyjemne ciepło zaczęło kumulować się w jego podbrzuszu. Dziękował zrządzeniu losu, że jest tu dosyć ciemno i chłopak nie miał prawa zobaczyć jego wstydliwych rumieńców. Próbował sobie wmówić, ze to tylko sen, że to niemożliwe, aby Styles chciał być tak blisko niego, ale gdy ich ciała zetknęły się ze sobą, Tomlinson zapragnął poczuć jego usta na wargach, dotyk na skórze i zapewnienie o powrocie w głowie. Nie wiedział tylko jednej rzeczy, a Harry wcale długo nie zwlekał przed ujawnieniem mu jej.
Na sam początek musnął jego usta swoimi, co wydawało się Louisowi tak piękne, że aż nierealne, lecz kolejny pocałunek pomógł mu się przekonać. W głowie zadawał sobie pytanie, dlaczego on to robi, jednak nie odpychał go. Z czasem zaczął oddawać krótkie pocałunki, po chwili stające się coraz czulszymi. Próbował w nich przekazać mu całą swoją tęsknotą i ból, jaki czuł przez niemiłosiernie długi okres czasu dla niego. Ale nawet w nich nie był w stanie przekazać tej wiadomości. Po kilku minutach stania na środku sceny w ciasnych objęciach partnera z jego wargami na swoich, w końcu odsunęli się od siebie z braku powietrza. Odetchnęli oboje głęboko, a Styles, chcąc uniknąć pełnego zdziwionego i, jak przypuszczał, oburzonego spojrzenia wtulił się w niego całym swoich ciałem, a twarz schował w zagłębieniu na szyi towarzysza.
- Odszedłem od ciebie, zawiodłem na całej linii, wykorzystałem i nie dawałem znaku życia. Wiem, jestem skończonym idiotą, skoro myślę, że po tym jak całkiem zdeptałem twoje uczucia, nagle zjawię się w zasięgu twojej osoby i znowu wszystko będzie ładnie... Ale przepraszam, bardzo cię przepraszam. - wypowiedział szeptem, czując jak łzy napływają do jego oczu.
Louis nic nie odpowiedział, nie wiedział co. Objął go ramionami i ucałował czubek głowy, co kiedyś miał w zwyczaju robić na pocieszenie młodszego kolegi.
- Odszedłeś, zawiodłeś na całej linii, wykorzystałeś i nie dawałeś znaku życia, zgadza się. Wiesz, że jesteś skończonym idiotą, skoro myślisz, że po tym jak całkiem zdeptałeś moje uczucia, nagle zjawisz się w zasięgu mojej osoby i znowu wszystko będzie ładnie, temu również nie mogę zaprzeczyć... - spauzował, bo chciał potrzymać go chwilę w niepewności - Ale przepraszasz, bardzo przepraszasz, więc nie mógłbym ci tego nie wybaczyć. Nigdy nie byłem bardziej pewny czegokolwiek od tego, że ci wybaczę. Nie zwątpiłem ani razu przez te sześć lat przyjęcia ciebie z otwartymi ramionami, o ile będziesz chciał.
- Chcę, pragnę tego. - powiedział desperackim tonem.
- A co z Katherine? - nie mógł sobie odmówić tego pytania.
- Ona to... Nie mówmy o niej, liczysz się ty i tylko ty. Louis, ja... kocham cię. - zacisnął palce na jego koszulce z obawy, że Tomlinson nagle zniknie, zamieni się w pył, po prostu wyparuje.
- Skąd mam pewność, żeby ci zaufać po raz kolejny?
W tym momencie Styles zaniemówił. Po tym czynie nie miał jak dać mu tej pewności.
- Odbuduję je. Obiecuję.
Ten desperacki ton rozbawiał Louisa. Poczuł się w jakiś sposób doceniony przez Loczkowatego. W końcu się tego doczekał. Zaśmiał się cicho pod nosem i w odpowiedzi przywarł do ust Harry'ego, który odetchnął w duchu, czując jak stara więź łącząca ich odnawia się i ponownie ma możliwość wplecenia swojej osoby do życia starszego bruneta.
___
Pierwszy jednopart. Mam nadzieję, że Wam się spodoba. Długo zastanawiałam się nad zakończeniem, szczęśliwe czy smutne? Ale jednak postawiłam na happy end'zie. Jeśli komuś przypadł do gustu, proszę o komentarz to powie mi czy jest sens, aby pisać coś kolejnego.
Ach! No i piosenka, którą śpiewał Tomlinson: Joe Brooks - Voices
Z góry bardzo przepraszam za błędy, nie mam czasu na sprawdzenie, a chciałam dodać przed wyjściem.

9 komentarzy:

  1. ooooooo matko ! wspaniałe, cudne , aaaaaa <3 czytałam fragmenty na gadu ,ale całość ZGNIATA totalnie. ŚWIETNE <3

    OdpowiedzUsuń
  2. No ja nie wiem co powiedzieć...Urocze po prostu :3

    OdpowiedzUsuń
  3. jej *_* jakie zajebiste ! :D. Cieszę się, że coś z happy endem i bardzo mi się podoba ;d. Co ja mogę w zasadzie więcej powiedzieć? Twój styl pisania zawsze mi się podobał i zawsze będzie mi się podobać ;). Czekam na drugiego jednoparta i mam nadzieję, że teraz będzie coś o Zaynie i jakiejś dziewczynie ♥.

    OdpowiedzUsuń
  4. No i cóż mam rzec ?
    Świetnie, jak zawsze z resztą ;) Taki słodki Larry ♥

    OdpowiedzUsuń
  5. Kurwa! Aśka rozwalasz system. To jest zajebiste. Te wydarzenia tak do siebie pasują. ;3 Nawet nie wiem co mam jeszcze napisać. Czekam na następnego jednoparta ! :D ♥♥

    OdpowiedzUsuń
  6. Na pewno mówiłam ci to już wiele razy, ale powtórzę po raz kolejny. KOCHAM CIE, Giovi. Twoje opowiadania to... MEDŻIK.
    Boże, dziewczyno... Czy ty umiesz napisać coś złego? Nie, chyba nie, bo wszystko co piszesz, jest genialne i automatycznie się w tym zakochuje.
    PIĘKNY LARRY.
    Pod koniec bałam się, że nie będą razem... Że Lou wypali coś w stylu 'Harry, nie umiem ci już zaufać' czy coś takiego i się rozstaną... ALE DZIĘKI BOGU TO SIĘ NIE STAŁO. Jest pięknie, genialnie, słodko, uroczo i ładnie. I właściwie nawet gdybym chciała, chociaż nie chce, nie miałabym się do czego doczepić. :) xx

    OdpowiedzUsuń
  7. aaaaaaaaaaaaa! umarłam i jestem w niebie.
    powiem szczerze, że przez cały czas czytania miałam łzy w oczach - jestem strasznie wrażliwa i głupie "tęsknię" w filmach mnie wzrusza >.< - i nie mogę nadal powstrzymać łez. wybuchnęłam gdy Hazza powiedział "kocham Cię".
    jezu, nie wiem, co powiedzieć. uwielbiam takie jedno-party, dlatego czekam na więcej i nie tylko :)
    larry'owelove <3
    [http://heart-without-you.blogspot.com/]

    OdpowiedzUsuń
  8. matko boska Aśka! zabiłaś mnie no! :D jak już mówiłam, zostałam przez ciebie i Natalkę sprowadzona na złą stronę :c ale co tam, cholernie mi sie podoba! :*

    OdpowiedzUsuń
  9. Kocham to...Jezusie ! To jest genialne *___* ! Czytam to po raz 2 i mi się nie nudzi !

    OdpowiedzUsuń